piątek, 25 lutego 2011

Komentarz do wpisu o Berlusconim

No i proszę, jak to się w życiu plecie. Wieczorem tego samego dnia, gdy umieściłem wpis na temat Berlusconiego, przeczytałem na Telegazecie TVP1 informację o tym, że rosyjski generał wydał przyjęcie z okazji chyba sześćdziesiątej rocznicy urodzin. Zaprosił 110 osób. Podano m. in. jesiotra astrachańskiego, gołąbki z sarny czy nogę jagnięcia w rozmarynie. Impreza kosztowała ponad 1 mln dolarów. Co śmieszniejsze, tenże generał w zeznaniu podatkowym za 2009 rok ujawnił, że zarobił w całym tymże roku równowartość 120 tys. dolarów.

Dokumenty z Wikileaks określiły Berlusconiego jako zakochanego w Rosji - ale gdzie mu tam do naszego słowiańskiego polotu.

czwartek, 24 lutego 2011

Obiad u Berlusconiego, czyli o marnotrawieniu publicznych pieniędzy

Dzisiejsze (polskie, no, powiedzmy, że polskie :-)) tabloidy zachłystują się skandalem: Berlusconi zjadł obiad za 18 tys. zł! Cóż za sprzeniewierzenie publicznych pieniędzy! Oż to satyr jeden!

Trzeba się wczytać, by się dowiedzieć, że obiad był dla czterdziestu osób. Wychodzi po 450 PLN na łebka. Pewnie nie jedli pół godziny. Dwa dania, przystawki, deser, napoje. Dużo, ale nie jakoś szokująco - bar mleczny to też pewnie nie był. Rzekłbym - bez ekstrawagancji. Ale czujni Włosi wychwycili i chcą, by sprawdzić, czy aby nie odrobinę za dużo.

Ach, te europejskie standardy antykorupcyjne. U nas premier to po taką kasę nawet by się nie schylił. U nas to w nocy kradnie się autostradę, by w dzień sprzedać ją od nowa - i robią to - ot, tacy ze średniego szczebla, bo ci wyżej to mają lepsze konfitury do wyjedzenia.

18 tysięcy? Rozbrajająco śmieszny ten Berlusconi.

Nowa Jerozolima

No muszę o tym napisać. Arabska wiosna ludów i niepokój w Izraelu. Siedem milionów Żydów otoczonych kilkusetmilionowym morzem Arabów. Jak to może przetrwać? Dopóki utrzymywało się podziały pomiędzy państwami arabskimi i kontrolowało elity, to jakoś szło. Jak będzie teraz?

Wiele lat temu przyszedł mi do głowy pewien pomysł, który odżywa teraz. Jeszcze sto lat temu Żydzi nie mieli swojego państwa. Wspomnienia po Palestynie były stare i mgliste. Wydawało się, że taki już ich los - tułanie się po świecie. Wtedy rozwiązanie, które chcę tu opisać, byłoby dla nich łatwiejsze do zaakceptowania. A teraz?

Pomyślcie o czymś takim - przeniesienie Haaretz Izrael na teren Obłasti Kaliningradzkiej.

Pierwsza sprawa - podobny obszar. Państwo Izrael to 22 tys. km kw., Obwód Kaliningradzki - 15 tys. km kw. Druga sprawa - tutaj, na terytorium Niemiec, Polski, Rosji, żyła jeszcze kilkadziesiąt lat temu większość Żydów.

Ten teren jest w tej chwili właściwie niczyj - przed II wojną światową należał do Niemiec, i gdyby teraz stał się terytorium Izraela, to byłoby to historyczne zadośćuczynienie.

Dla Polski - ja mam do granicy z Obwodem półtorej godziny jazdy samochodem. I wiem, że to jest granica martwa. To wielki obszar o znaczeniu wojskowym, a nie normalne państwo. Gdybyśmy graniczyli z Państwem Izrael, to byłaby to normalna granica pomiędzy normalnymi państwami, z wymianą handlową i turystyczną - z pożytkiem dla nas i dla nich.

Czy Rosja zgodziłaby się oddać ten teren? Obszar ten nie jest terenem etnicznie rosyjskim. W pewnym sensie i dla Rosji jest to terytorium kłopotliwe ze względu na brak połączenia lądowego z resztą kraju i otoczenie enklawy państwami UE i NATO. Dostęp do Bałtyku Rosja i tak zachowa. Musiałaby oczywiście dostać coś w zamian, ale myślę, że Amerykanie już coś wymyśliliby. Ile muszą płacić rocznie za utrzymanie bezpieczeństwa Izraela? Możnaby rozwiązać problem Kuryli...

A Izrael? Zyskałby przyjazne sąsiedztwo Polski i Litwy. Stałby się członkiem Unii Europejskiej i NATO.

Znacznie zmniejszyłoby się też napięcie na Bliskim Wschodzie, na czym zyskałby cały świat.

Tylko co z tamtymi ziemiami, z nostalgią za ziemią obiecaną Abramowi? Trzeba byłoby się z tym pogodzić - tak jak wiele innych narodów, które utraciły część terytoriów, stanowiących ich historyczne dziedzictwo. I zacząć budować nową Jerozolimę w Królewcu. Ścianę Płaczu można byłoby przenieść kamień po kamieniu i uczynić z niej ścianę nowej Świątyni.

Pomysł może wydawać się głupi, lecz niewykluczone, że za jakiś czas, gdy naprzeciw siebie staną uzbrojona w głowice nuklearne armia żydowska i wielomilionowa armia zjednoczonych państw arabskich - będzie już za późno na najgłupsze nawet pomysły.

Książka przeczytana: Andrzej Pilipiuk - Czarownik Iwanow

Drugi tom opowiadań o Jakubie Wędrowyczu. Jakub jakby mądrzejszy, niż w tomie pierwszym, i dobrze, bo trochę głębi się przyda. Chociaż tej głębi chyba trochę za mało - a może ja już jestem za stary i zbyt wymagający? Czyta się dobrze i szybko. Błąd mój polega chyba na tym, że takiej literatury nie należy przedawkowywać, a ja czytam tom za tomem - za dwa tygodnie skończę i tyle tego będzie.

Klęska (?) multi-kulti

W 3. numerze "Uważam Rze" pojawił się artykuł o tym, że Wielka Brytania, Francja i Niemcy dostrzegli wreszcie fiasko swojej dotychczasowej polityki wobec imigrantów. Według mnie to nie tak - uważam, rze Zachód wiedział od samego początku. Tylko czekał. I się doczekał (vide mój post o Hiszpanii). Co trzeba było załatwić (pieniądze na emerytury), to załatwiono. Teraz imigranci potrzebni już nie są. I to będzie widoczne poprzez zmianę polityki wobec imigrantów - szczelniejsze granice i ciągły dyskretny nacisk na asymilację tych, którym się udało i już tu są. To, że polityka się zmieniła, nie jest skutkiem fiaska poprzedniej, lecz odzwierciedleniem zmian, które miały nadejść, na które czekano i których w końcu doczekano się. I ta zmiana - moim zdaniem - była przewidziana - od początku.

środa, 23 lutego 2011

Książka przeczytana: Andrzej Pilipiuk - Kroniki Jakuba Wędrowycza

Historie o Jakubie W., które przyniosły Pilipiukowi sławę, zacząłem czytać dopiero teraz - po trylogii o Kruszewskich. Określiłbym te jakubowe baśnie tak: lekkie i zabawne. Pamiętam, jak, jako nastolatek, zaczytywałem się krótkimi historyjkami Henry'ego Kuttnera, publikowanymi w "Problemach" (pamiętacie jeszcze ten najlepszy swego czasu miesięcznik popularnonaukowy w Polsce?), których głównym bohaterem był genialny pijaczyna Gallegher. Czytałem, śmiałem się i żałowałem, że w polskiej literaturze mało takich radosnych kawałków. Ale sami wiecie - czasy nas do takiej radości nie skłaniały.

No a teraz mamy naszego rodzimego Kuttnera. Bo i życie - co by nie mówić - jest lżejsze. Przynajmniej ja tak uważam.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Książka przeczytana: Andrzej Pilipiuk - Dziedziczki

I jestem po lekturze ostatniego tomu trylogii. Lepszego niż drugi. Kończącego się może niekoniecznie tak, że już na pewno, ale to nigdy, dalszego ciągu nie będzie - ale jednak mającego swój koniec. Cały cykl uważam za udany. A o Trondheim i katedrze, i Olafie II już sobie poczytałem i odwiedzę - za kilka miesięcy.

piątek, 18 lutego 2011

Mienie poniemieckie

W medialnie nagłośnionej i przez media prowadzonej ostatnio dyskusji pomiędzy ks. infułatem Bogdanowiczem a Panią Dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie na temat tego, do kogo należą elementy wystroju Bazyliki NMP w Gdańsku padło stwierdzenie, którego nikt nie zanegował - a przynajmniej nie tak, jak chyba powinno być ono zanegowane. Padł (ze strony MN) argument o mieniu poniemieckim. A skąd idea, że mienie z kościoła w Gdańsku to mienie poniemieckie? Przecież przed II wojną światową istniało Wolne Miasto Gdańsk, które nie było częścią Rzeszy Niemieckiej. A jego aneksji we wrześniu 1939 roku państwo polskie przecież nie uznało. Mienie gdańskie nie powinno więc być postrzegane jako mienie poniemieckie.

Animacje studia Ghibli

Ktoś w TVP Kultura wpadł na świetny pomysł i od dwóch tygodni można obejrzeć cykl animacji ze studia Ghibli - głównego japońskiego twórcy pełnometrażowych filmów animowanych.

Ich najbardziej znaną produkcją jest Spirited Away. Film w 2002 roku zdobył Oskara w kategorii filmów animowanych i do chwili obecnej pozostaje jedyną nieamerykańską animacją, która może się tym szczycić.

Zaciągnąłem Marię na ten film do kina - było to bodajże Multikino w Gdańsku. Film wyświetlany był bodajże od tygodnia. Kupiliśmy bilety i weszliśmy do pustej sali. Projekcja nie rozpoczęła się planowo. Po dziesięciu minutach oczekiwania wyszedłem i spytałem obsługę, czy seans w ogóle się odbędzie. Byli zaskoczeni, że ktoś w ogóle na ten film przyszedł. Po chwili projektor ruszył i we dwoje obejrzeliśmy oskarową produkcję.

Studio Ghibli to głównie Hayao Miyazaki. Jego najsłynniejsze dzieła to wymienione wyżej Spirited Away właśnie, Księżniczka Mononoke, Ruchomy zamek Hauru czy Nausicaa z Doliny Wiatru.

Szczerze polecam. Mam jedno tylko zastrzeżenie - cykl jest prezentowany zbyt intensywnie. Kolejne produkcje są emitowane w poniedziałek, środę i czwartek. To są filmy długometrażowe i jeden film tygodniowo zupełnie wystarczyłby. Ja radzę sobie z tym tak, że nagrywam kolejne emisje i potem oglądam wraz z synami wtedy, gdy nam pasuje.

Książka przeczytana: Andrzej Pilipiuk - Księżniczka

To drugi tom trylogii, którą rozpoczynają "Kuzynki". Czyta się równie łatwo i szybko, chociaż... Może to już przyzwyczajenie do poczucia humoru autora? Są też małe irytujące sprawy. Źle, gdy autor zapomina o swoich bohaterach, a biedni zapomniani kapucyni do dziś może krążą po podziemiach, szukając Alchemika. I STOKER, nie STOCKER. Toż kurczę, jak można mylić się w nazwisku klasyka gatunku? To tak, jakbym ja z uporem maniaka pisał Zweistein.

Ale miłośnicy tasiemców znajdą ciąg dalszy, a miłośnicy humoru Pana Andrzeja znajdą go więcej, a niektóre błyski okażą się perełkami.

czwartek, 17 lutego 2011

Venezuela semper fidelis

Czas chyba na pierwszy artykuł o Wenezueli.

Zacznę od religijności. Trochę lataliśmy ich krajowymi liniami lotniczymi. W samolocie jednej z nich z ciekawości przejrzałem gazetkę firmową. Wstępniak prezesa - o znaczeniu świąt Bożego Narodzenia w naszym życiu. Tekst taki, że każdy ksiądz mógłby to przeczytać zamiast kazania i nikt by się nie zorientował. Już pierwsza strona okładki zapowiada najważniejszy artykuł numeru - napisany przez Panią redaktor naczelną, a poświęcony procesji figurki Matki Boskiej po ulicach Barquisimeto, jednego z większych miast w Wenezueli. Co roku, 14 stycznia, ulicami miasta przechodzi procesja - prowadzona przez figurkę Divina Pastora, niesioną przez kilku mężczyzn - a za nią podąża tłum -TŁUM - w tym roku dwóch i pół miliona ludzi!!! Bo pamiętają, że Matka Chrystusa otacza ich opieką i chcą jej za to podziękować.

Byliśmy w Wenezueli w styczniu i wszędzie widzieliśmy szopki bożonarodzeniowe. Wszędzie. Na lotniskach. W recepcjach hoteli. W muzeach. W sklepach.

Trochę zdjęć wenezuelskich szopek:



niedziela, 13 lutego 2011

Współczucie selektywne

Dosłownie przed chwilą w "Wydarzeniach" Polsatu usłyszałem tekst: "husky z oberwaną głową, bernardyn porąbany siekierą - większość z nas nie może zrozumieć, jak można coś takiemu zrobić żywemu stworzeniu". A później relacja w obronie katowanych zwierząt, zdjęcia okaleczonych psów, apel o zaostrzenie kar. Od razu pomyślałem: a zabite nienarodzone dzieci? Takiego apelu w "Wydarzeniach" nie słyszałem - ani o tym, że trudno zrozumieć, jak można coś takiego zrobić żywemu stworzeniu, ani szokujących zdjęć, ani apeli o zaostrzenie kar.

Książka przeczytana: Leo Maasburg: Matka Teresa. Cudowne historie

Świetna książka o ikonie miłości. Czyta się szybko i lekko, a jednocześnie nie sposób co chwila nie popadać w refleksję. Szczerze polecam.

środa, 9 lutego 2011

Eugenika

Wczoraj wieczorem na TVP Historia obejrzałem program o eugenice. Słowo pochodzi od greckiego eugenes, co oznacza "dobrze urodzony".

Eugenika stała się głośna dzięki Hitlerowi, ale nie on ją wymyślił. Podstawy teorii wyłożył w swoich pismach kuzyn Karola Darwina, Francis Galton. Z grubsza chodziło o ekstrapolację wniosków, płynących z opracowanej przez słynnego kuzyna teorii ewolucji. Chodziło z grubsza o takie krzyżowanie ludzi, by z pokolenia na pokolenie otrzymywać coraz bardziej wartościowe osobniki - tylko jak zdefiniować WARTOŚĆ człowieka?!?!

Ale zwolennicy wiedzieli, jak. Mnie - do momentu obejrzenia tego programu - eugenika kojarzyła się z nazistami właśnie. Tymczasem ze zdumieniem dowiedziałem się, że była bardzo popularna przed II wojną światową. W Wlk. Brytanii jej zwolennikami byli m. in. John Maynard Keynes, George Bernard Shaw oraz Winston Churchill. Spotkałem również informacje o tym, że była bliska HG Wellsowi - pewne nutki może i były w jego "Historii świata", za to według mnie wymowa "Wehikułu czasu" raczej temu przeczy.

A w Stanach Zjednoczonych (to był główny temat programu)? Programy eugeniczne w tym kraju były zakrojone na dużą skalę i w dużej mierze zainspirowały Hitlera. Wykładano ją na uniwersytetach, finansowały ją największe organizacje dobroczynne. Wiele stanów wprowadziło do swoich systemów prawnych ustawy eugeniczne. Zakazywano małżeństw z osobami o gorszych genach, stosowano przymusową sterylizację. Zakazano wpuszczać na teren USA osoby niepiśmienne - brak umiejętności pisania miał świadczyć o przynależności do gorszej jakościowo części ludzkości. tak postrzegano imigrantów ze wschodniej i południowej Europy - być może "Polish jokes" są pozostałością po tamtych światłych czasach?

Pierwszą przymusową sterylizację na świecie wprowadziła Indiana w 1907 roku. Wkrótce prawo obowiązywało w 30 stanach. Wysterylizowano ogółem ponad 64 tys. osób.

Innym pomysłem była eutanazja - i to nie tylko osób starszych, lecz wszystkich, którzy wydawali się być genetycznie gorsi. Carnegie Institute w swoich raportach zalecał stosowanie komór gazowych w tym celu. W Lincoln, Illinois, podawano ludziom mleko zarażone gruźlicą. Przeprowadzano konkursy na najlepsze rasowo dzieci i rodziny.

To był jakiś koszmar - kolejny koszmar, będący pokłosiem zapału pół-inteligentów, którzy coś tam przyswoili z teorii naukowych, nie rozumiejąc w pełni ani ich sensu, ani teoretycznego charakteru. Historia najnowsza pełna jest działań takich mądrych idiotów: Oświecenie z kulminacją w postaci terroru rewolucji francuskiej, komunizm i socjalizm ze zbrodniami bolszewizmu, faszyzmu czy Pol-Pota. Cierpienia milionów istot ludzkich - bo ktoś wiedział lepiej, co jest prawdą. Nauka jako opium dla ludu.

Książka przeczytana: Andrzej Pilipiuk - Kuzynki

Pierwsza przeczytana przeze mnie książka Andrzeja Pilipiuka. Czytało się ją lekko i szybko. I często przy lekturze myślałem, że bardzo podobnie do Autora patrzę na wiele spraw. To pierwsza część trylogii - pozostałe już zamówione i idą.

Książka rozrywkowa, z dozą ironii, czasami autoironii. Nie sposób, by nie skojarzyła się z "Nieśmiertelnym". Dobra rozrywka, napisana przez niegłupiego faceta.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Liczenie Hiszpanów

W weekend podczas dyskusji w męskim gronie wypłynął temat zmarnowanych szans podczas polskiej transformacji ustrojowej. Porównywaliśmy nasz kraj z Hiszpanią i przy okazji sprawdziłem, ile też tam ludzi obecnie mieszka. I przeżyłem wstrząs - byłem przekonany, że jest to ok. 40 mln ludzi. Tymczasem było to prawdą, ale 11 lat temu. W 2000 r. w Hiszpanii mieszkało niecałe 40,5 mln ludzi. Obecnie jest ich ponad 47 mln! Wzrost o prawie 20% w dekadę. Studiując te zmiany dalej: 12% mieszkańców to imigranci. A kto wśród nich jest największą grupą? Nie Marokańczycy - czego oczekiwałbym po swoich wspomnieniach z dwóch dotychczasowych iberyjskich podróży, nie Polacy :-) - największą grupą są Rumuni. I nie ma się co dziwić: urodą pasują, język też podobny. I problem emerytur rozwiązany.

A nasz kochany kraj? Ile osób chciałoby mieszkać w Polsce? Ile osób z terenu Białorusi, Ukrainy czy Kazachstanu przyznałoby się do polskiego pochodzenia, gdyby mieli szansę stałego zamieszkania w Polsce? Jeszcze jest w dyspozycji Skarbu Państwa dużo ziemi po byłych PGRach, można byłoby stworzyć jakiś projekt dla tych, którzy zza wschodniej granicy przybyliby do nas i chcieli parać się rolnictwem.

Szkoda, że z Polski się ucieka, zamiast do niej przyjeżdżać. Pomyślałem o mojej najbliższej rodzinie, gronie ok. 100 osób. Ok. 30% mieszka na stałe poza granicami Polski. Kanada, Wielka Brytania, Niemcy, Norwegia. Emigracja z drugiej wojny światowej, emigracja schyłku socjalizmu, emigracja sprzed kilku lat. Wśród tych 100 osób jest tylko jedna osoba, która nie jest Polakiem z pochodzenia, a mieszka w Polsce.

sobota, 5 lutego 2011

Piętnaście najlepszych książek wszechczasów

Na  blogu Iriny Mate natrafiłem na wyzwanie: podaj 15 najlepszych książek wszechczasów, ale zrób to szybko, bez zbytniego zastanawiania się. Wyzwanie podjąłem. Powstała poniższa lista - teraz już nie ma czego żałować, to pozycje, które przyszły mi najpierw do głowy (lista po angielsku, bo i blog był po angielsku):
1. Mikhail Bulgakov - The Master and Margarita
2. JRR Tolkien - Lord Of The Rings
3. CS Lewis - The Chronicles Of Narnia
4. Jerome K. Jerome - Three Men in a Boat
5. Joseph Heller - Catch 22
6. Antoine de Saint-Exupery - Le Petit Prince
7. JD Salinger - The Catcher in the Rye
8. Kenneth Grahame - The Wind in the Willows
9. Frank Herbert - Dune
10. Lewis Carrol - Alice in Wonderland
11. Pierre Boulle - Le Pont de la Riviere Kwai
12. Kazuo Ishiguro - The Remains of the Day
13. Stanislaw Lem - Summa Technologiae
14. HP Lovecraft - Call of Cthulhu
15. Jack London - Martin Eden


Kolejna przeczytana książka - "Księga jesiennych demonów" Jarosława Grzędowicza

Książka ta to zbiór opowiadań, spiętych klamrą wstępu i zakończenia, która spaja wszystko. Czytało mi się  bardzo dobrze, Jarosław Grzędowicz to chłop z mojego pokolenia i chyba o podobnym spojrzeniu na świat. A w epilogu, gdy Jacek wymienia rzeczy, które zabrała Magda, to pojawia się wśród nich książka "Trzech panów w łódce" - ale o tym w osobnym poście.

Nasza europejska wspaniałomyślność - z dzisiejszej Rzeczpospolitej

Oto ciekawy artykuł z dzisiejszej Rzepy.

Najistotniejszy fragment:
W Mediolanie policjanci wylegitymowali dwóch brazylijskich transseksualistów oczekujących na klientów. Okazało się, że są nielegalnymi imigrantami. Jeden został już raz wydalony, ale wrócił, drugi zlekceważył wydany rok temu nakaz opuszczenia Włoch. Jednak nie można było wdrożyć wobec nich procedury wydalenia. Obaj dysponują bowiem pozwoleniem na pobyt tymczasowy, ponieważ jako osoby zarażone wirusem HIV objęci są opieką włoskiej służby zdrowia. Nie można ich wydalić, gdyż w Brazylii nie mogą liczyć na odpowiednie leczenie.
Policjanci sądzili, że prostytuujących się nosicieli wirusa HIV należy aresztować, bo stanowią śmiertelne zagrożenie dla klientów. Prokurator nie znalazł jednak ku temu podstaw prawnych, więc obaj Brazylijczycy zostali zwolnieni i wrócili do pracy. Aby ich zatrzymać i ewentualnie skazać, trzeba by udowodnić, że nie używają prezerwatywy, co jest praktycznie niemożliwe, chyba że poskarżą się klienci. I tak, jak komentuje dziennik „Libero”, państwo włoskie bezpłatnie leczy nielegalnych imigrantów, a ci odwdzięczają się mu, zarażając Włochów HIV.
Niezłe, co?

Pierwszy post z Androida

Często chciałem coś napisać, ale niestety nie było pod ręką komputera. Od teraz - mogę umieszczać posty bezpośrednio z komórki.
I oto ten pierwszy. Właśnie czytam "Księgę jesiennych demonów" Grzędowicza. W opowiadaniu "Czarne motyle" jest fragment o gościu, w którego dowodzie widniała informacja o tym, że urodził się w 1935 roku we Lwowie, ZSRR. Tak samo i mój tata - kolonia Bielin, ZSRR, 1943. Tylko wtedy to była Polska. Okupowana, krwawiąca, lecz według międzynarodowego prawa - Polska.

A propos czarnych motyli - ładny tytuł... Kilka miesięcy temu w "Gościu Niedzielnym" przeczytałem felieton Wojciecha Wencla o "podziemnych motylach". Coś wspaniałego!

piątek, 4 lutego 2011

Grzędowicz po raz kolejny

Znowu czytam Grzędowicza - tym razem zbiór opowiadań. Natrafiłem na ciekawy dialog, wart chyba zauważenia. Rozmawia kobieta z mężczyzną (wszystko przytaczam z pamięci, chodzi o sens, nie o słowa):
- Wy, mężczyźni, jesteście wszyscy tacy sami.
- Tak jak Murzyni dla białych. Po prostu szkoda Wam czasu, by zauważyć różnice między nami.

Szowinistyczne? Ale to przecież działa w obie strony...