niedziela, 15 marca 2015

Kokboru - kirgiski sport narodowy

Dziś podczas przejażdżki po górach w okolicy kirgiskiego Dżalalabadu natknęliśmy się na rozpoczynający się właśnie wyjątkowy spektakl.
Kokboru to narodowy sport wielu ludów Azji Środkowej, pod tą nazwą znany jest w Kirgistanie. Zabawa polega na tym, by zdobyć, a następnie wywieźć z kręgu graczy zabitego kozła. Jeżeli komuś się to uda, wygrał potyczkę, a gra zaczyna się na nowo.
Gra jest bardzo żywiołowa, momentami brutalna. Gracze odziani są zazwyczaj grubo, niektórzy chronią głowy czapkami sowieckich czołgistów - baty ostro pracują i chociaż świadome okładanie nimi przeciwników jest naruszeniem ducha rywalizacji, to w tumulcie można nieraz oberwać. Niekiedy przewraca się koń razem z jeźdźcem, czasami jeździec wylatuje z siodła.
 Rozpoczyna się zabawa.

 W kotle jest bardzo brutalnie - popatrzcie na łby koni.

 Zwycięzca ucieka z kotła z kozłem przerzuconym przez siodło.



 Niektórzy noszą na głowach charakterystyczne kołpaki - tradycyjne nakrycie głowy kirgiskich mężczyzn.

Ewelina Grądzka, ojciec Adam Malinowski SJ i ja jesteśmy jedynymi nie-Kirgizami, oglądającymi to widowisko, Ewelina dodatkowo jedyną kobietą. Miejscowi odnoszą się do nas życzliwie, wyjaśniają zasady.



A tak wygląda boisko do gry - bezkresne górskie łąki - jesteśmy na wysokości 900 metrów n. p. m.

czwartek, 29 stycznia 2015

Zdumiewająca historia

Opowiem Wam ciekawą historię, która przydarzyła mi się tydzień temu.

Moja rodzina pochodzi ze wschodu. przed wojną mieszkali w miejscowościach Romosz i Walawka w powiecie sokalskim, dzisiejsza Ukraina. Po tym, jak w 1939 roku weszła tam Armia Sowiecka, większość została wysiedlona za koło polarne, do obwodu archangielskiego. Zimą, bo to luty 1940 roku był, w bydlęcych wagonach, jechali dwa tygodnie. Niektórzy zmarli po drodze.

W 1941 roku, od września, Sowieci zaczęli wypuszczać ich do formującej się armii Andersa. Mój dziadek miał 9 braci, wielu z nich trafiło do tej armii. Wojnę przeżyło czterech, dwóch osiedliło się w Anglii, dwóch w Kanadzie.

Dwóch zmarło, zanim armia generała Andersa rozpoczęła działania bojowe. Zmarli z wycieńczenia po sowieckich przeżyciach. Dotarli do polskiej armii, ale nie dane im było walczyć. W rodzinie istniało przekonanie, że umarli gdzieś w Iranie. Nikt nie wiedział, gdzie są ich groby, zresztą, kto by szukał po tylu latach.

Tak się złożyło, że za półtora miesiąca będę w Kirgistanie, w miejscowości Dżalalabad. Znajoma, która tam była w zeszłym roku, pokazywała mi zdjęcia, chcąc mi uświadomić, co tam na mnie czeka. Na zdjęciach był cmentarz żołnierzy Armii Andersa, która między innymi tam się formowała. Znajoma zrobiła tam jedno zdjęcie steli kamiennych z nazwiskami pochowanych tam polskich żołnierzy. Zupełnym przypadkiem przy przeglądaniu zdjęć zdołałem zauważyć wśród nazwisk "Pióro". Sprawdzenie potwierdziło - to brat mojego dziadka, stryj mojego taty, Stanisław, o którym rodzina nie słyszała od 1941 roku i który podobno zmarł w Iranie.

Wiem, gdzie jest pochowany i za kilka tygodni zapalę mu świeczkę i pomodlę przy jego grobie za jego duszę.

Taka historia - nieprawdopodobna, prawda?

W załączeniu zdjęcie tablicy: