niedziela, 25 marca 2018

Dzikie spekulacje na temat kierunku ewolucji

Jako astronoma interesuje mnie również astrobiologia - nauka, która zajmuje się możliwościami powstania życia w kosmosie. Na razie to jeszcze dziedzina głównie spekulatywna - może to jednak ulec gwałtownej zmianie, a szanse na tę zmianę w ostatnich latach wzrosły niepomiernie po odkryciu podlodowych oceanów Europy i Enceladusa.

Obecnie uwagę astrobiologów przyciągają kominy geotermalne na dnach ziemskich oceanów. To być może tam powstały pierwsze organizmy.

Patrząc na dynamikę ewolucji można dostrzec pęd ku światłu. Z dna oceanu życie podążyło ku jego powierzchni, a potem - stosunkowo niedawno w historii naszej planety, kilkaset milionów lat temu - wyszło na powierzchnię.

Warunki w oceanie są bardziej sprzyjające - łagodniejsze zmiany temperatur, mniejsze prędkości poruszania się ośrodka. To zagęszczenie życia w oceanach spowodowało, że niektóre organizmy opuściły to bardziej gościnne środowisko.

Po wyjściu na ląd tempo ewolucji przyspieszyło, między innymi właśnie ze względu na znacznie większą zmienność środowiska. W warunkach niezmiennych liczba gatunków maleje - lepiej przystosowane eliminują pozostałe. Katastrofy przerzedzają ekosystem i dają pole dla nowych gatunków i nowych eksperymentów ewolucyjnych.

Mimo że powietrze okazało się być bardziej wymagającym środowiskiem, to wyewoluowały formy, które uczyniły z niego swój dom. Ptaki spędzają w powietrzu dużą część swojego życia, chociaż niedawno okazało się, że najszybszym lotnikiem nie są one, lecz ssak - nietoperze, wydawałoby się, niezgrabni, ślepi lotnicy.

Przed konkluzją jeszcze jedna uwaga - pomiędzy formami życia toczy się ciągła walka - tak naprawdę nie o pożywienie, ale o energię. Do przeciwdziałania entropii konieczne jest kumulowanie energii. A tej dostarczają nam w całej obfitości gwiazdy, a w naszym bezpośrednim otoczeniu - Słońce, i to w formach, z których rzadko zdajemy sobie sprawę.

To, że energia, pozyskiwana z paneli nomen omen słonecznych, pochodzi ze Słońca, to truizm. Jednak swoje źródło ma w Słońcu również energia z węgla czy ropy naftowej - drzewa rosły dzięki procesowi fotosyntezy, wykorzystującemu światło Słońca. Tkanka drzewna to tak naprawdę skumulowana energia słoneczna. Podobnie jak tłuszcze, odkładane w organizmach roślinożerców.

Energia wiatrowa to również odzyskiwana energia słoneczna. To dzięki Słońcu różne połacie Ziemi nagrzewają się w różny sposób, co powoduje powstanie różnicy ciśnień i przemieszczanie dużych mas powietrza. Energia Słońca sprawia, że wody oceanów parują, następnie dzięki wiatrom są przenoszone w formie chmur nad ląd, by w górach ulec skropleniu i pod wpływem grawitacji szukać drogi w dół, przy okazji zasilając elektrownie wodne.

Nawet elektrownie atomowe wykorzystują energię, wyprodukowaną w procesie śmierci dawnych masywnych gwiazd. Jeżeli uda nam się kiedyś ujarzmić energię termojądrową, to po prostu zmałpujemy to, co dzieje się w środku naszej gwiazdy.

Gdyby dać ewolucji czas - to czy nie poszłaby dalej tym tropem, z głębin oceanu - w górę? Jak mogłoby wyglądać takie życie - chodzi mi o życie nieinteligentne? Czy istnieje szansa na powstanie organizmów, które żywiłyby się bezpośrednio światłem słonecznym i dążąc do niego, byłyby w stanie opuścić planetę? Miałyby pewnie postać wielkich lekkich płaszczek, wystawiających swe ciała na światło macierzystej gwiazdy. Być może szukałyby minerałów i związków chemicznych, potrzebnych do egzystencji, na mniejszych ciałach układu planetarnego. Żeglowałyby powoli w przestrzeni, wykorzystując ciśnienie światła gwiazdy, by się od niej oddalić, i grawitację, by się przybliżyć, oraz jakieś poręczne zbiorniczki ze sprężonym gazem do rzadko potrzebnych nagłych manewrów. Być może migrowałyby w celach rozrodczych pomiędzy wnętrzem i zewnętrzem układu planetarnego. Być może, w ciągłym pędzie życia do ekspansji, niektóre osobniki w stanie uśpienia podejmowałyby próbę podróży przez chłód przestrzeni międzygwiezdnej, trwającą miliony lat, w celu znalezienia ciepła innej gwiazdy i przeniesienia tam życia?

Takie tam dzikie rozważania w chłodny, niedzielny poranek.