Kokboru to narodowy sport wielu ludów Azji Środkowej, pod tą nazwą znany jest w Kirgistanie. Zabawa polega na tym, by zdobyć, a następnie wywieźć z kręgu graczy zabitego kozła. Jeżeli komuś się to uda, wygrał potyczkę, a gra zaczyna się na nowo.
Gra jest bardzo żywiołowa, momentami brutalna. Gracze odziani są zazwyczaj grubo, niektórzy chronią głowy czapkami sowieckich czołgistów - baty ostro pracują i chociaż świadome okładanie nimi przeciwników jest naruszeniem ducha rywalizacji, to w tumulcie można nieraz oberwać. Niekiedy przewraca się koń razem z jeźdźcem, czasami jeździec wylatuje z siodła.
Rozpoczyna się zabawa.
W kotle jest bardzo brutalnie - popatrzcie na łby koni.
Zwycięzca ucieka z kotła z kozłem przerzuconym przez siodło.
Niektórzy noszą na głowach charakterystyczne kołpaki - tradycyjne nakrycie głowy kirgiskich mężczyzn.
Ewelina Grądzka, ojciec Adam Malinowski SJ i ja jesteśmy jedynymi nie-Kirgizami, oglądającymi to widowisko, Ewelina dodatkowo jedyną kobietą. Miejscowi odnoszą się do nas życzliwie, wyjaśniają zasady.
A tak wygląda boisko do gry - bezkresne górskie łąki - jesteśmy na wysokości 900 metrów n. p. m.