środa, 11 maja 2011

Książka przeczytana: Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu (część 3.)

Gdzieś w połowie tomu doszedłem do wniosku, że coś Grzędowiczowi nie wychodzi, bo za późno rozgrywa akcję - pewne wydarzenia powinny rozegrać się gdzieś na początku drugiego tomu. A potem od razu pomyślałem - a może to nie skończy się na trzech tomach? Sprawdziłem - i dołączyłem do, jak się okazało, wielkiej rzeszy oczekujących na tom czwarty. Wielu z nich czeka od końca 2009 roku, więc jestem w sytuacji uprzywilejowanej. Na ostatnim Pyrkonie padła deklaracja wydawcy o pojawieniu się w sprzedaży OSTATNIEGO (w znaczeniu last, nie latest) tomu Pana Lodowego Ogrodu jesienią tego roku.

Książka jest świetna. Zastrzeżenia mam tylko do jej struktury - wolałbym, by każdy tom tworzył jakąś całość. Mam wrażenie, że udało się tak z tomem pierwszym, jednak drugi i trzeci zostały przerwane w trakcie barwnej narracji, co pozostawia ogromny niedosyt.

Te moje notki nie mają być recenzjami, tylko śladami po książkach przeczytanych. Nie chcę też psuć szczegółami zabawy tym, którzy do przeczytanych przeze mnie książek jeszcze nie dotarli. A propos Pana Lodowego Ogrodu dodam, że autor potrafi wpleść w historię drobne wątki czy uwagi, które nieuważnemu - lub nieodpowiednio nastrojonemu - czytelnikowi mogą łatwo umknąć, a które działają jak przyprawa w daniu - zadośćuczynią bardziej wybrednym gustom.

Ciekaw jestem, jak autor poprowadzi akcję w tomie czwartym. Trzeci kończy się hiczkokowskim trzęsieniem ziemi, więc jest szansa rozpoczęcia z wysokiego C. Byłoby pięknie, gdyby moment kulminacyjny nastąpił wcześniej, niż kilka stron przed końcem powieści, by autor - podobnie jak JRR Tolkien we Władcy Pierścieni, pozwolił bohaterom spokojnie się z nami pożegnać.

Za pół roku będziemy wiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz