I po wyborach. Mnie boli rozbicie na prawicy - UPR i JKM od pewnego czasu idą osobnymi ścieżkami, co nie przyniosło żadnego dobrego efektu. Wkurzają mnie te partie wodzowskie - czy ci ludzie nie potrafią wznieść się ponad swoje ambicje nawet dla powodzenia swoich idei?
UPR bez JKMa jest żałośnie nieporadne, a ilość zawiści pomiędzy nimi a KNP jest przerażająca. JKM za to dryfuje w kierunku, który Łysiak w "Uważam Rze" celnie określił "Nową Endecją", co średnio mi pasuje.
Wszyscy narzekają na serwilizm Tuska, widzą tylko jego dziadka, kolędy, śpiewane po niemiecku i pełne poddańczości (według niemieckich gazet) cmokanie Merkel w rękę. Polska jest zbyt wielkim i dumnym krajem, by prowadzić taką politykę - mówią. A prawda jest taka, jak to JKM próbował już dawno wyjaśnić - musimy być krajem bogatym, to będą się z nami liczyć. Droga do niepodległości, takiej, jaka jest teraz możliwa w erze globalnej, prowadzi przez siłę ekonomiczną.
Miało być o wyborach. Podobno PO wygrała - i jest to nieprawda. Wynik jest oczywiście dobry, pierwszy raz w Polsce rządzący pozostają przy żłobie. Rok temu jednak "nie było z kim przegrać" i były szanse na samodzielną większość. Teraz z koalicjantem mają mniej miejsc, niż dotychczas, i to sukces nie jest.
Czy PiS przegrał? Nie wygrał na pewno, ale biorąc pod uwagę większą radykalność tej partii to obronił swoją pozycję.
Teraz obserwujemy próby rozbicia PiSu - szaszor powyborczy niedługo ucichnie, więc trzeba kuć żelazo póki gorące. Dla mnie PiS to kolejna partia wodzowska - podobno teraz tak trzeba, a ja tęsknię do partii ideowych, gdzie przewodniczący otacza się ludźmi kompetentnymi i byłby szczęśliwy, mogąc oddać ster młodszym i zdolniejszym. No, cóż, pomarzyć można.
Powtarzam tym, którzy chcą mnie słuchać - i tak mamy szczęście. Pokażcie mi drugi duży kraj europejski, gdzie żadna z dwóch partii - głównej partii rządzącej i głównej partii opozycyjnej - nie jest partią socjaldemokratyczną. To ogromny sukces polityczny obecnej elity postsolidarnościowej, doprowadzenie do takiej polaryzacji sceny - PO kontra PiS, że większość elektoratu nawet nie rozważa opcji stricte lewicowej, i tym szczęściem, trwającym już sześć lat, trzeba się cieszyć.
Teraz trochę o wyniku Palikota. W każdym społeczeństwie jest jakiś odsetek durniów, i, jako że polityka nie lubi próżni, to zawsze znajdzie się ktoś, kto ich wessie. Oczywiście, część jest wsysana przez największych, są durnie POwskie, są durnie PiSowskie, ale zawsze pozostaje te 20%, po które kiedyś sięgnął Tymiński, potem Lepper. Teraz polepperowskie sieroty zagospodarował Palikot, człowiek, któremu wisi, na czym będzie zbijał kapitał polityczny, byle go zbić. Fachowiec, który wie, że trzeba mieć produkt, i świetnie dostrzegł, jak słaba jest polska lewica. Aha, no i jest bilderbergowcem, o czym nie powinno się zapominać.
Wynik Palikota oznacza koniec postkomunistycznej socjaldemokracji w Polsce. I to jest rzecz wspaniała, z której bardzo się cieszę. Tam jest zbyt dużo ludzi, którzy mają pieniądze, władzę, wpływy i ambicje, więc skończy się rozłamem - młodsi i bardziej oportunistyczni pójdą do Palikota, starsi, "betonowi" będą dogorywać na marginesie. Po dwudziestu latach rozstajemy się z Polską michnikowsko-kwaśniewską i witamy Polskę tuskowo-palikotową. Dla mnie to zmiana na lepsze.
Na naszej scenie brakuje mi jednej partii - chłopskiej o rodowodzie chrześcijańskim. Próby były wielokrotnie, ale nic z tego nie wyszło. Może PiS spróbowałby przez te cztery najbliższe lata zamieszać trochę w środowiskach PSLowych? PSL Pawlaka to ostatni relikt PRLu, który dogorywa zbyt powoli. Na wsi też są młodzi ludzie, którzy patrzą na świat z innej już perspektywy - może i polska wieś doczeka się swego Palikota (wolałbym jednak, by wyszedł ze środowiska bliskiego PiSowi).
Podsumowując - nihil novi sub sole.
sobota, 29 października 2011
Muzyka przesłuchana: dwie pierwsze płyty Metalliki
Metallikę poznałem w 1987 roku dzięki koledze ze studiów - Grzesiowi. Grzesiu budził nas co rano (o szóstej) którąś z dwóch pierwszych płyt - przez cały czas trwania praktyk robotniczych. Jako że lubiłem ciężkie klimaty, to i Metallikę polubiłem szybko.
Teraz, po wielu latach, kupiłem i odsłuchałem "Kill 'Em All" i "Ride The Lightning" ponownie. Z pierwszej płyty w głowie zostały tylko "Four Horsemen" oraz "Seek And Destroy". Za to "Ride The Lightning" broni się całe - bardzo równa płyta, porównywalna jakością z "Master Of Puppets".
Teraz, po wielu latach, kupiłem i odsłuchałem "Kill 'Em All" i "Ride The Lightning" ponownie. Z pierwszej płyty w głowie zostały tylko "Four Horsemen" oraz "Seek And Destroy". Za to "Ride The Lightning" broni się całe - bardzo równa płyta, porównywalna jakością z "Master Of Puppets".
czwartek, 20 października 2011
Książka przeczytana: David Bodanis - E=mc2
David Bodanis we wstępie pisze, że często spotyka się z sytuacją, gdy ludzie twierdzą, że nie rozumieją, o co w tym równaniu chodzi. Wyjaśnienie równania nie jest według autora rzeczą trudną, i podejmuje się tego w książce dokonać. Niestety, robi to gorzej, niż wielu innych. Samo fizyczne znaczenie równania jest w książce zrobione kiepsko i jako osoba, która chce w sposób przystępny przedstawić problemy współczesnej fizyki Bodanis ponosi klęskę.
Jest za to uzdolnionym popularyzatorem historii nauki. W książce można znaleźć mnóstwo bardzo smakowitych faktów. Książka jest też wyjątkowo bogato wyposażona w przypisy, gdzie autor stara się podawać źródła przytaczanych informacji.
Niestety, jest to kolejna książka, gdzie autor nie potrafi - albo nie chce - spojrzeć z dystansu na zagadnienia światopoglądowe i przemyca w opisywanych wydarzeniach swoje widzenie świata. Takie nastawienie zraża mnie do książki momentalnie - to samo czułem, czytając Dawkinsa, gdzie dosyć szybko dobrego naukowca wyparł doktryner.
Jest za to uzdolnionym popularyzatorem historii nauki. W książce można znaleźć mnóstwo bardzo smakowitych faktów. Książka jest też wyjątkowo bogato wyposażona w przypisy, gdzie autor stara się podawać źródła przytaczanych informacji.
Niestety, jest to kolejna książka, gdzie autor nie potrafi - albo nie chce - spojrzeć z dystansu na zagadnienia światopoglądowe i przemyca w opisywanych wydarzeniach swoje widzenie świata. Takie nastawienie zraża mnie do książki momentalnie - to samo czułem, czytając Dawkinsa, gdzie dosyć szybko dobrego naukowca wyparł doktryner.
środa, 12 października 2011
Polski warchoł, czyli bolesna szczerość
Rzeczpospolita za PAP dziś donosi:
Jak napisałem w tytule, szczerość Pani konsul zabolała - norweskie służby, ale teraz i samą Panią Konsul. Czy polityk powinien zawsze trzymać język za zębami? W tym przypadku mi osobiście jest szkoda Pani Warchoł.
Konsul z ambasady RP w Oslo została odwołana z początkiem października ze stanowiska za wypowiedź, w której norweskich rzeczników praw dziecka nazwała Hitlerjugend.
Konsul Adrianna Warchoł zajmowała się sprawą polskiej dziewczynki odebranej pod koniec czerwca norweskiej rodzinie zastępczej przez detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Wcześniej dziecko zostało zabrane polskiej rodzinie mieszkającej w Norwegii na skutek decyzji tamtejszych służb socjalnych zajmujących się ochroną praw dziecka.
Działania norweskich rzeczników praw dziecka polska konsul skomentowała jako "organizację działającą jak Hitlerjugend". Stwierdziła, że "Norwegowie ze względu na niż demograficzny chcą wszelkimi metodami uzupełniać braki. Urzędnicy wydają negatywne opinie o rodzinie, a potem w świetle prawa porywają dzieci".
Wypowiedź ta była cytowana przez polskie i norweskie media. Ambasador RP w Oslo przesłał do norweskich mediów oświadczenie, w którym przeprosił Norwegów za kontrowersyjną wypowiedź pani konsul.
Biuro rzecznika prasowego MSZ poinformowało PAP, że po przeanalizowaniu sprawy "mając na uwadze szczególne potrzeby służby zagranicznej", podjęło decyzję o odwołaniu z początkiem października Adrianny Warchoł ze stanowiska ds. konsularnych w Ambasadzie RP w Oslo. W ocenie MSZ, wypowiedź konsul negatywnie wpływa na wizerunek Polski. "Adrianna Warchoł zapoznała się z wypowiedzeniem stosunku pracy z powodu naruszenia obowiązków pracowniczych" - podało MSZ.
Jak napisałem w tytule, szczerość Pani konsul zabolała - norweskie służby, ale teraz i samą Panią Konsul. Czy polityk powinien zawsze trzymać język za zębami? W tym przypadku mi osobiście jest szkoda Pani Warchoł.
środa, 5 października 2011
PO i PSL zmieniły prawo, by chronić Ryszarda Krauzego?
Tytuł nie jest ode mnie, lecz od Polskiego Radia. Okazuje się, że głosami koalicji usunięto 21 lipca z Kodeksu Karnego artykuł, z którego oskarżony był Ryszard Krauze. Sąd nie miał wyjścia - tydzień później umorzył postępowanie.
Cytat z serwisu informacyjnego Polskiego Radia:
A ja powtarzam - korupcja to największy wróg demokracji i dobrobytu.
Cytat z serwisu informacyjnego Polskiego Radia:
Prokuratura postawiła Krauzemu zarzut w październiku 2010 roku, argumentując że jego spółka Prokom Investments pożyczyła 3 miliony złotych firmie K&K na warunkach korzystnych dla tej drugiej, choć ta była już zadłużona u innych spółek Krauzego na blisko 30 milionów. Według biznesmena nie doszło do złamania prawa, bo ostatecznie sprzedał wierzytelność z zyskiem. Na to z kolei prokuratura odpowiada – jak pisze „Rz” – podkreślając, że Krauze sprzedał ją dopiero gdy ABW rozpoczęła przesłuchania. „Na dodatek odkryli oni, że wierzytelność kupiła firma pośrednio powiązana kapitałowo z firmami biznesmena” – pisze gazeta.
Gdy w grudniu do sądu wpłynął akt oskarżenia, w Sejmie czekał już na rozpatrzenie wniosek o nowelizację kodeksu spółek handlowych. Została przyjęta, także z poparciem PiS. Nie usuwała ona jednak artykułu 585. Dopiero potem, 14 stycznia 2011 roku, do Sejmu wpłynął projekt, w którym 585 już nie było. Został przekazany przez mecenesa Andrzeja Zwarę, prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej, wcześniej powiązanego biznesowo z Krauzem – pisze „Rzeczpospolita”.
A ja powtarzam - korupcja to największy wróg demokracji i dobrobytu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)