Książkę tę kupiłem ze względu na jednego z autorów, Bruce'a Dickinsona, który jest wokalistą jednej z moich ulubionych kapel - Iron Maiden. Bruce Dickinson popełnił w swoim życiu parę książek, w tym The Adventures of Lord Iffy Boatrace, która cieszyła się pewną popularnością. Nie czytałem jej, ale w Amazonie jest niedostępna, kupując więc solowy album Bruce'a Dickinsona o nazwie Chemical Wedding kupiłem i książkę, która stała się podstawą do scenariusza filmu o tej samej nazwie.
Główną postacią książki jest Aleister Crowley, znany brytyjski okultysta, żyjący w latach 1875-1947. Książka, mająca chyba epatować erudycją, jest stekiem bzdur. Była dla mnie o tyle ciekawa, że dostarczyła trochę materiału na temat durnot, w które wierzą różni sataniści, okultyści, scjentolodzy (L. Ron Hubbard, twórca scjentologii, był w młodości pod dużym wpływem Aleistera Crowleya) czy masoni. Cała ta "wiedza tajemna", w części przekazana w książce, jest czymś tak żałosnym, że aż pisać się nie chce. Śmierć Sokratesa - kto czyta mój blog, wie, że parę miesięcy temu przeczytałem jego obronę pióra Platona - to, co piszą panowie Doyle i Dickinson, to po prostu nieprawda. Abelard i Heloiza - byliśmy z Marią na ich grobie w Paryżu - co za stek bzdur, że Abelard był mnichem, a ona mniszką, że... och, aż nie chce się tego wszystkiego komentować. Najsmutniejsze, że w to wszystko wmotana jest fizyka kwantowa i szczególna teoria względności. Magia stała się popularna w starożytnym Rzymie, gdy utracono zdolność rozumienia pism greckich, a wypracowane metody naukowe stały się niezrozumiałe - wtedy dokonania greckich uczonych zaczęto interpretować w kategoriach magii. I to samo mamy tutaj - na bazie swojej niewiedzy pisze się jakieś magiczne teorie.
Byłoby to wszystko zabawne, gdyby nie fakt, że w takie bzdury wierzy naprawdę wiele osób, czasami bardzo wpływowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz