niedziela, 6 marca 2011

Książka przeczytana: Juliusz Słowacki - Beniowski

Aby odpocząć od Pilipiuka, sięgnąłem po klasykę. Słowackiego zawsze lubiłem, Beniowskiego jednak wcześniej nie czytałem. Znałem oczywiście fragment Chodzi mi o to, aby język giętki..., mocno brzmiący i pięknie skomponowany manifest, nic jednak ponadto.

Utwór jest niedokończony. W pięciu księgach autor właściwie zarysowuje tylko intrygę, wyraźnie myśląc o jej kontynuacji. Liczne dygresje chyba jednak jemu samemu utrudniają snucie historii - w dygresjach tych wyraźnie widać wielką frustrację Słowackiego, spowodowaną niemocą - niemocą wybrnięcia z bagna koteryjności polskiej emigracji, brakiem możliwości wpływu na duchowe odrodzenie narodu. Poemat dygresyjny - taki jest Beniowski.

Parę fragmentów utkwiło mi w pamięci. Posłuchajcie tego na początku:

"Dziś zdrajcom łatwiej - jeśli ich pod lodem
Car nie utopi - łatwiej ujść latarni.
Krukowiecki jest miasta Wallenrodem
Demokratycznym jest Gurowski. - Czarni,
Lecz obu wielka myśl była powodem,
Oba chcą Polski, aby ujść bezkarni;
Bo zna to dobrze ta piekielna para,
Że łatwiej odrwić Polaków - niż cara."


Oj, tylko podstawiać współczesne nazwiska!

W ogóle krytyka wallenrodyzmu to jeden z najmocniejszych i najlepszych fragmentów poematu. Humor i inteligencja autora skrzą się co rusz (bardzo zabawna jest parodia stylu a la Dellile).

Ciężko Słowackiemu było w jednym mieście razem z ubóstwianym Mickiewiczem. Podobno w dniu pogrzebu Słowackiego Mickiewicz wyprawił wielki bal. Cała prawie Polonia bawiła się u twórcy Pana Tadeusza - za trumną Słowackiego szło raptem parę osób...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz