Obie te informacje niosą w sobie sprzeczność - łatwo usuwalną, jeżeli zdamy sobie sprawę, że jest koniec roku i rząd heroicznie walczy, by dług publiczny Polski nie przekroczył w 2011 roku granicy 55%. Zgodnie bowiem z ustawą o finansach publicznych, wtedy:
Rada Ministrów uchwala projekt ustawy budżetowej, w którym nie przewiduje się deficytu budżetowego państwa (lub przewiduje się spadek relacji długu do PKB). Taka sytuacja rodzi szereg restrykcji, a mianowicie: nie przewiduje się wzrostu wynagrodzeń pracowników sfery budżetowej, waloryzacja rent i emerytur nie może być wyższa niż poziom wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnym w roku poprzednim, wprowadza się zakaz udzielania nowych pożyczek i kredytów z budżetu państwa oraz ogranicza się wzrost wydatków szeregu państwowych instytucji do poziomu nie wyższego niż w administracji rządowej.
Aby tej sytuacji uniknąć, rząd przeznaczy dużą część rezerwy NBP na skup części długu w tym roku, by w przyszłym zaciągnąć go z powrotem. Tylko czy ktoś nasze zobowiązania zechce kupić, przy tak kreatywnym księgowaniu? I po to Pierwszy Gajowy RP pojechał do Pekinu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz