Francuskie Zgromadzenie Narodowe odrzuciło wczoraj stosunkiem głosów 293 do 222 projekt ustawy, legalizującej małżeństwa homoseksualne.
W kontekście odrzucenia warto zwrócić uwagę na opinię Marine Le Pen, przywódczyni Frontu Narodowego. Powiedziała ona to, co i mi chodzi po głowie w kontekście takich propozycji. Jeżeli zgodzimy się na to, że definicja małżeństwa powinna ulec zmianie - dokładniej poszerzeniu, to trudno będzie powstrzymać się od pytania - co limituje tę definicję? I nie chodzi tu o kozę czy psa jako "współmałżonka", bo świadomość byłaby granicą łatwą do akceptacji. Chodzi o to właśnie, o czym powiedziała Marine Le Pen - dlaczego ograniczać definicję małżeństwa do związku DWÓCH dowolnych osób? Mamy w końcu i w historii, i w dzisiejszym świecie trochę przykładów kultur poligamicznych. Dlaczego dwa ma być lepsze niż trzy? Trudno byłoby znaleźć przekonujące racje, nie narażając się na te same zarzuty, które dziś wysuwane są wobec tych, którzy bronią tradycyjnej definicji. Co więcej, trzeba byłoby pójść konsekwentnie dalej, bo przecież trzy nie jest w niczym lepsze od czterech, a siedem to taka szczęśliwa liczba.
No i dwie konsekwencje, przychodzące do głowy od razu. Batalia o definicję małżeństwa to także batalia o prawa - do dziedziczenia bez konieczności płacenia podatku, do adopcji czy wychowywania dzieci na wypadek śmierci współmałżonka. Przy legalizacji poligamii z takiego mechanizmu mogłyby korzystać grupy ludzi, na przykład sekty, do unikania opodatkowania przy przekazywaniu majątku czy też do pozyskiwania dzieci i wychowywania ich według panujących w sekcie systemów wartości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz