czwartek, 2 czerwca 2011
Książka przeczytana: Michał Heller - Filozofia przyrody. Zarys historyczny
Księdza profesora bardzo cenię za "Ewolucję kosmosu i kosmologii" - to książka z moich młodzieńczych lat, na pewno przyczyniła się do tego, że poszedłem na astronomię.
"Filozofia przyrody" nie spodobała mi się. Jestem osobą, która zna fizykę współczesną i zna dobrze matematyczne metody tej fizyki - na tyle dobrze, że byłem w stanie wyprowadzać wszystkie podstawowe jej wzory, związane z mechaniką kwantową, szczególną teoria względności czy elektrodynamiką klasyczną lub termodynamiką statystyczną, a elektrodynamikę relatywistyczną byłem w stanie zrozumieć. Ksiądz Heller napisał książkę, która w znakomitej większości mogłaby się ukazać pod koniec XIX wieku. I nie chodzi tu tylko o postęp fizyki, ale również o postęp w historii nauki. Drażni mnie kilka rzeczy:
1. Sprowadzanie filozofii przyrody do poglądów filozofów przyrody - często fizycy mają na ten temat więcej do powiedzenia, niż filozofowie, i mówią rzeczy mądrzejsze, choć nie tak wysublimowanym językiem. Z książki dowiedziałem się, co o naukach przyrodniczych sądził Popper (a ile z jego poglądów już się zdezaktualizowało!), a nie znalazłem słowa o poglądach Nielsa Bohra czy Wernera Heisenberga (a to, co oni wnieśli do nauki, jest aktualne do dziś).
2. Traktowanie filozofii starożytnej jako sprowadzającej się do Platona i Arystotelesa, z ich całą naiwnością naukową - w całej książce nie ma ANI JEDNEGO SŁOWA o Archimedesie, Arystarch pojawił się w przypisie autorstwa współautorki. Brak wzmianki o Hipparchosie, który znacznie udoskonalił dokonania Arystarcha - wątpię, by ksiądz profesor o Hipparchosie nie słyszał. Brak także jakichkolwiek uwag o takich postaciach, jak Ktesibios, Herofilos czy Chryzyp - śmiem przypuszczać, że są to postacie zupełnie księdzu profesorowi nieznane. Tymczasem refleksja nad Chryzypem pozwoliłaby rozwinąć bardzo ciekawy wątek metajęzyka filozofii.
Jaki sens jest w poświęceniu rozdziału filozofom romantycznym, a pominięciu filozofów pozytywistycznych i neopozytywistycznych? Decydowała chyba bliskość patrzenia na świat.
Po co komu wypociny Whiteheada? Czy nie większym pożytkiem byłoby zreferować poglądy Macha lub Diraca?
Dla mnie filozofowie przyrody przynieśli światu więcej szkody niż pożytku. Zastanawiałem się nad każdym z nich i coś mi się zdaje, że trudno byłoby znaleźć wyjątek. Nawet wpływ Platona i Arystotelesa na rozwój nauk ścisłych oceniam negatywnie. A to, co zrobił Hegel, to gorsze od bomby atomowej.
Aha, i jeszcze jedna uwaga. Co to za pytania o "matematyczność świata"? Kiedy w latach trzydziestych dwudziestego wieku pytano różnych wielkich fizyków o to, czy wierzą w Boga, Heisenberg odpowiedział nie wprost, że to nie może być przypadek, że świat jest tak bardzo matematyczny. Wiedział, co mówi, bo sam zetknął się z gotowym od dziesiątków lat działem matematyki, jakim był rachunek macierzowy, który nagle okazał się idealnym narzędziem do opisu fizyki kwantowej. Jednak twierdzenia Goedla, o których zresztą ksiądz profesor w swojej książce wspomina (ich znaczenie w filozofii przyrody zasługuje na znacznie więcej uwagi) rzuciły zupełnie inne światło na ten problem. Pytanie "dlaczego świat jest matematyczny" przypomina teraz pytanie "dlaczego plastelina pasuje kształtem do każdego przedmiotu". Obecnie pytanie to powinno brzmieć: "Dlaczego świat jest logiczny?"
OK, jeszcze jedno. Większość odkryć współczesnej fizyki i wiele poprzednich to dokonania młodych, czasami bardzo młodych ludzi. Możnaby rzec, że to dlatego, że umysły są wtedy najbardziej kreatywne. A ja powiem, że również i dlatego, że ci ludzie nie wiedzieli wtedy jeszcze o bzdurach wygadywanych przez filozofów przyrody. Heisenberg z pism filozofów przyrody poznał Timaiosa - i wystarczyło, i to nie dlatego, że uwierzył w przedstawioną tam wizję świata, tylko że była to dobra gimnastyka dla umysłu.
Jeżeli jesteś stary i dokonanie odkryć naukowych już tobie nie grozi, albo jesteś na to za głupi, to lektura "Filozofii przyrody" może być ciekawym doznaniem. Jeżeli jednak fascynują Cię nauki ścisłe i masz potencjał, to wystrzegaj się tej książki jak diabeł święconej wody! Lepiej sięgnij po Feynmana, Macha, Diraca, Heisenberga. Albo po "Ewolucję kosmosu i kosmologii" Hellera.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz